Entuzjastyczni początkujący uczniowie często pytają mnie o to, co mogliby poczytać po hiszpańsku – dla przyjemności. Zazwyczaj polecam im lekturki dostosowane do ich poziomu. Nie mam jednak ulubionej pozycji z tego gatunku. Brakuje mi wśród nich czegoś angażującego i z pazurem. Dlatego kiedy Agnieszka Wiśniewska, autorka serii Ana Lucía, zapowiedziała na Facebooku Un payaso loco, swoją najnowszą książkę nawiązującą w formie do escape roomu, bez wahania napisałam do niej z prośbą o egzemplarz do recenzji. Miałam nadzieję, że będę ją polecać i tutaj, i na moich lekcjach.
Escape book – więcej niż książka
Pierwsza część książki nie różni się zbytnio od innych lektur do nauki hiszpańskiego. Zawiera tekst, trudniejsze słówka wypisane na marginesie oraz odmiany czasowników na niektórych stronach. Główną bohaterką opowiadania jest Ana, która przyjmuje od nieznajomego bilety do parku rozrywki. Wybiera się tam z koleżankami i razem spędzają dzień pełen atrakcji. W końcu spotykają nieznajomego, który okazuje się tytułowym payaso loco – szalonym klaunem. Łatwowierne nastolatki prędko pakują się w tarapaty. Żeby się z nich wydostać, muszą rozwiązać pięć zagadek. W tym pomaga im czytelnik: staje się ich pomocnikiem, a więc jednym z bohaterów opowiadania. Symboliczne wyjście z kłopotów odbywa się poprzez zeskanowanie kodu QR, który prowadzi do chronionego hasłem dokumentu. Jeśli wszystkie zagadki zostały prawidłowo rozwiązane, po wpisaniu hasła oczom czytelnika ukazuje się niespodzianka. Dodatkowo, za pomocą kolejnego kodu, na YouTube można wysłuchać zakończenia całej historii.
Perypetie Any i historia jej wycieczki do parku rozrywki nieco mi się dłużą. Jednak z nauczycielskiego punktu widzenia widzę sens w szczegółowym opisie różnych sytuacji. Przy tej okazji uczniowie nauczą się słów, które rzadko pojawiają się w podręcznikach, a które mogą się przydać w codziennych sytuacjach i w podróży. Zagadki są ciekawe i różnorodne, a od początkującego ucznia wymagają solidnego zrozumienia tekstu. To świetna okazja, żeby się sprawdzić. Ukryta pod hasłem nagroda jest motywacją do tego, żeby do zagadek wrócić, jeśli popełniło się błąd.
Pomysł z nagraniem zakończenia opowieści do odsłuchania mnie zachwycił. Nieraz już pisałam o tym, że by nauczyć się mówić po hiszpańsku należy dużo słuchać. Moi uczniowie słyszą to niemal co lekcję. Wiedzą też, że często zadaję coś w domu do obejrzenia lub odsłuchania. I odczuwają ulgę, kiedy wreszcie poproszę ich o przeczytanie tekstu. W Un payaso loco początek historii jest napisany, a więc pozwala czytelnikowi wykorzystać najpierw tę kompetencję językową, w której on pewnie całkiem nieźle się czuje. Ciekawość powinna sprawić, że wysłucha zakończenia, a tym samym poćwiczy tę mniej lubianą umiejętność.
Figle szalonego klauna?
Mam jednak z Un payaso loco ogromny problem. Tak jak podziwiam strukturę i pomysł na tę książkę, tak martwi mnie jej warstwa językowa.
Egzemplarz, który otrzymałam, jest pełen błędów. Mimo że zostałam zapewniona, że wersja ostateczna przeszła jeszcze jedną korektę, nie mogę o tym nie wspomnieć. Niektóre przecinki znajdują się tam, gdzie nie powinny; innych nie ma wcale; brakuje akcentów graficznych (a to błąd ortograficzny!). Zupełnie jakby tytułowy klaun postanowił namieszać z “kreseczkami” w druku. A te kreseczki są istotne! Spodziewam się, że ostateczna wersja nie poddała się tym figlom.
Niestety, Un payaso loco zawiera też poważne błędy, które trudno wytłumaczyć niefrasobliwością. W wielu zdaniach złożonych, w których należało użyć trybu subjuntivo, autorka tego nie zrobiła. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że czytelnik posługujący się hiszpańskim na poziomie podstawowym tego trybu nie zna. To jednak nie znaczy, że w materiałach do nauki powinien się stykać z celowo błędnie napisanymi zdaniami. Te zdania podważają wiarygodność książki jako źródła wiedzy o języku hiszpańskim, a rozumiem, że taką rolę powinna ona spełniać. Mało tego, jedno czy dwa zdania zawierające subjuntivo, które początkujący czytelnik zrozumie znając kontekst książki, mogłyby stanowić piękną podwalinę pod późniejszą naukę tego trybu.
Montaña rusa
Po hiszpańsku stan, w którym czujemy to smutek, to radość, to stres, to ulgę nazywamy “montaña rusa de emociones”. Czytając najnowszą książkę Agnieszki Wiśniewskiej miałam wrażenie, że wykreowany przez nią pajac z okładki zabrał mnie właśnie na przejażdżkę kolejką górską. Wagonik, którym jechałam, zabierał mnie ku dydaktycznym radościom, gdy poznawałam zamysł i strukturę Un payaso loco. Zjeżdżał jednak ostro ku zniechęceniu przy niezgrabnie sformułowanych lub błędnych zdaniach. A potem znów w górę, bo pomysł z odsłuchaniem zakończenia jest świetny. I w dół, gdy w nagraniu autorka wymawia “hacia” tak jakby miało akcent nad “i”. Przecież nawet początkujący wiedzą, że „hacia” to “w stronę, w kierunku”, a „hacía” to czasownik “hacer” odmieniony w czasie przeszłym.
Dlatego trudno mi polecić tę książkę jako wiarygodne źródło do nauki języka hiszpańskiego. Niemniej podziwiam pomysłowość autorki i liczę na to, że zasugerowana w zakończeniu kolejna część perypetii Any zostanie wykonana z większym profesjonalizmem. Wtedy z radością ją polecę!
Jeśli chcesz się uczyć hiszpańskiego, a przy tym korzystać z ciekawych i rzetelnie opracowanych materiałów – zapraszam na lekcje i konsultacje online!