Dwujęzyczność zamierzona to nic trudnego!

L nie miała jeszcze imienia. Nawet bliska rodzina nie wiedziała jeszcze o tym, że spodziewamy się jej nowej członkini lub członka! Jednak co do jednego mieliśmy pewność: od małego będzie funkcjonować w wielu językach. I tak dwujęzyczność zamierzona na stałe z nami zamieszkała.

Decyzja?

To było dla nas tak oczywiste, że argumenty, dlaczego zdecydowaliśmy się wychowywać córkę w dwujęzyczności zamierzonej sformułowaliśmy dopiero później. Najpierw było marzenie i przekonanie, że damy radę. Oboje płynnie mówimy po hiszpańsku i angielsku. Mamy członków rodziny i znajomych, z którymi komunikujemy się w tych językach, a więc czemu miałoby to być trudne? No właśnie, nie jest. Jest nawet łatwiejsze niż się spodziewałam. Moje różne obawy w zderzeniu z rzeczywistością po prostu znikają.

W ich rozwianiu pomogła także wiedza oraz kontakt z innymi dwujęzycznymi rodzinami. Przed narodzinami L dużo czytaliśmy na ten temat, a i teraz często sięgamy do źródeł, doczytujemy, staramy się być na bieżąco. Z czasem ten temat bardzo mnie zainteresował. Każda kolejna dwujęzyczna rodzina ma inną historię i inne problemy. Ciekawie jest o nich słuchać i razem szukać rozwiązań.

Dwujęzyczność zamierzona

Zacznijmy od tego, że jest wiele definicji dwujęzyczności, a im więcej badań na ten temat, tym bardziej się ta definicja poszerza. Prof. UG dr hab. Małgorzata Rocławska-Daniluk podczas swojego referatu na odbywającej się w zeszłą sobotę konferencji Languages and Emotions Pokaż dziecku świat języków! zastosowała taką oto, bardzo szeroką definicję:

“Dwujęzyczność (bilingwizm) traktowana jako indywidualna cecha danego człowieka, dotyczy specyficznie ludzkiej umiejętności w zakresie posługiwania się dwoma językami. Poziom tej umiejętności może obejmować szerokie spektrum: od minimum kompetencji komunikacyjnej po pełną kompetencję językową w zakresie mówienia, czytania i pisania – w odniesieniu do obu języków.”

Szczegółowo powody sformułowania takiej właśnie definicji dwujęzyczności wyjaśnia w bardzo przystępny sposób Karol Chlipalski na portalu dwujęzycznosc.info.

Mimo że moi rodzice są Polakami i przez większość życia mieszkałam w Polsce, jestem dwujęzyczna. Mimo że nauczyłam się języków dopiero w szkole i to dość późno, bo jako nastolatka. Dwujęzyczne mogą być też osoby, które na przykład wyjechały za granicę jako dorośli, jednak większość ich życia toczy się w dwóch językach. Czy jesteś osobą dwujęzyczną? Na to pytanie musisz sobie samodzielnie odpowiedzieć.

Przyjęta przez organizatorkę wspomnianej konferencji, dr Sonię Szramek-Karcz, definicja dwujęzyczności zamierzonej (zresztą ta nazwa została do dyskursu wprowadzona przez tę właśnie badaczkę) zakłada, że jeden z języków, który nabywa dziecko, zostaje mu przekazany przez osoby, które nauczyły się go po ukończeniu ósmego roku życia. Różni się w tym od dwujęzyczności natywnej, w której dziecko uczy się swoich języków od osób, które nabyły swoje języki wcześniej (np. tata Polak, mama Rosjanka i każde przekazuje swój język ojczysty).

Jak to w ogóle możliwe?

Nie tylko możliwe, ale i, przynajmniej dla nas, całkiem łatwe i naturalne. Od pierwszych chwil jej życia mówimy do L po hiszpańsku, a czasami po polsku. Czytamy książeczki i słuchamy piosenek w dwóch językach. Bawimy się z nią. Nie wymaga to właściwie dodatkowego wysiłku i nie przygotowujemy dodatkowych ćwiczeń. W naszej sytuacji szybko okazało się, że skoro oboje posługujemy się hiszpańskim swobodnie, będziemy go w kontaktach z małą używać oboje. Ale strategii jest sporo. Tutaj jednak odeślę was do bloga Pauliny Tarachowicz Bilikid.pl. Jej wpis o strategiach wprowadzania dwujęzyczności pomógł nam w wymyśleniu, jak to powinno wyglądać w naszym domu.

Wybraliśmy hiszpański na podstawowy język komunikacji z L. Kiedy jesteśmy w domu albo rozmawiamy tylko z nią, używamy hiszpańskiego. Język zmieniamy w zależności od kontekstu. Jeżeli dołącza do nas polskojęzyczny rozmówca, używamy takiego języka, jaki znają wszyscy. Tę strategię oparliśmy na tym, jak sami używamy języków – tak, żeby każdy mógł z nami rozmawiać i nie czuł się pominięty.

W miarę jak L rośnie, czasem to ona decyduje o tym, jakiego języka używamy w danej chwili. Na przykład na terenie żłobka inicjuje ze mną rozmowę po polsku, ale jak tylko wejdziemy na schody prowadzące do wyjścia, zagaduje mnie po hiszpańsku.

Tyle zachodu i czasu!

Mam czasem wrażenie, że osobom, które nie mają bliskiej styczności z dwujęzycznością zamierzoną, kojarzy się ona z dużym nakładem wysiłku, czasu i pieniędzy. Może dlatego, że większość z nas wciąż ma w głowie wizję nauki języka z podręcznika. Tymczasem przekazywanie dziecku języka w taki sposób, że ono go nabywa poprzez codzienny kontakt (absorpcja) jest proste, często spontaniczne i nie wymaga dużych nakładów finansowych.

Naszym najważniejszym zadaniem jako rodziców dwujęzycznego dziecka jest zapewnić mu jak największy kontakt z hiszpańskim na co dzień. Nie używamy do tego żadnych sprzętów ponad te, które pewnie i tak by były w naszym domu. O produktach żywnościowych rozmawiamy przy rozpakowywaniu zakupów, o ubraniach przy ubieraniu itd. Nie zwracamy wtedy uwagi na to, że “przerabiamy” słownictwo z tego i tego zakresu. W dwujęzyczności w ogóle nie trzeba o tym myśleć! I nie trzeba planować specjalnie przeznaczonego na nią czasu – przynajmniej w strategii, którą my obraliśmy.

Tyle pieniędzy!

Finansowo inwestujemy w książeczki, które nasze dziecko uwielbia. Tutaj bardzo pomaga nam rodzina mieszkająca w Hiszpanii – L odziedziczyła kilka kartonów książek po starszych kuzynach. Jak ostatnio byliśmy w Madrycie, udało nam się też kupić jej kilka pozycji z drugiej ręki (ceny książek w Hiszpanii są wysokie). W Warszawie korzystamy z biblioteki Instytutu Cervantesa, w której trzeba opłacić zapis, ale w skali roku nie jest to duży koszt.

Drugi wydatek to zajęcia dla dzieci dwujęzycznych, w których od niedawna uczestniczymy. Kontakt z innymi dwujęzycznymi rodzinami oraz nauka nowych zabaw i piosenek procentują u całej trójki! Warto szukać kontaktu z innymi rodzinami w podobnej sytuacji. Pomagają w tym grupy na Facebooku, przede wszystkim grupa Dwujęzyczność zamierzona oraz, niedawno założona, Dwujęzyczność dziecięca – hiszpański. Z członkiniami tej drugiej grupy oraz ich dziećmi L i ja spotkałyśmy się kilka razy latem. Był to bardzo mile i owocnie spędzony czas. Mam nadzieję, że z czasem będzie nas coraz więcej i znów uda nam się spotykać!

Ludzie

Spotkania z rodzinami stosującymi dwujęzyczność zamierzoną oraz ekspertami to największa wartość dodana naszej hiszpańskiej przygody. Piszę to wszystko właśnie teraz, dlatego że wciąż jestem pełna wrażeń po konferencji Languages and Emotions na temat dwujęzyczności zamierzonej, w której uczestniczyłam w zeszłą sobotę. Spotkania z naukowcami badającymi i rodzicami praktykującymi dwujęzyczność były dla mnie źródłem wiedzy, inspiracji i pozytywnej energii. Do domu zabrałam ze sobą kilka stron notatek i więcej wiedzy na temat tego, jak z dwujęzycznymi dziećmi pracuje logopeda. Przekonałam się, że warto śpiewać – na różne sposoby oraz że organizacja przestrzeni wpływa na nasze zachowania.

Przede wszystkim jednak w teorii i praktyce utwierdziłam się w przekonaniu, że wzajemny szacunek, empatia i otwartość na drugą osobę to właściwa droga do osiągania wielu celów, nie tylko z własnym dzieckiem. Tematem spotkania była dwujęzyczność, ale w rzeczywistości otrzymałam cały pakiet wiedzy i pozytywnych emocji, które teraz będę przetwarzać w konkretne działania – nie tylko z własnym dzieckiem!

Czy dwujęzyczność zamierzona jest trudna do wprowadzenia w życie? Czy to rozwiązanie dla każdego? Jakie są jej plusy i minusy? Czekam na twój komentarz!

 

Przygotowujesz się do dwujęzyczności zamierzonej, ale wcale nie wydaje ci się to takie proste i naturalne? Napisz do mnie i umów się na konsultację. Razem ustalimy, czego trzeba twojej rodzinie do radosnej i prostej dwujęzyczności.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *